środa, 27 listopada 2019

Blog jakich mało

Blog jakich mało


Autor: videk


Blogów firmowych w internecie od pewnego czasu funkcjonuje ogromna ilość. Ich jakość bywa różna, od doskonale dopracowanych i ciekawych, tętniących życiem po te zapomniane, na niskim poziomie technicznym i merytorycznym.


Blogi stały się popularną formą marketingu internetowego, inteligentnie prowadzone mogą pozornie nie posiadać charakteru marketingowego, jednak dla wnikliwych i znających temat można nie trudno zauważyć w blogu treści nie tylko reklamowe, ale i seo. Założenie bloga nie należy do trudnych i skomplikowanych technicznie czynności, jednak z czasem problem stanowić może zamieszczana treść. O ile na sam początek mamy jako autorzy głowę pełną pomysłów, już po kilku tygodniach, czy miesiącach zaczyna brakować nam ciekawej treści, coraz trudniej o systematyczność dodawania informacji, a co za tym idzie spadać zaczyna popularność bloga w sieci.

Pisząc bloga na zlecenie firmy należy pamiętać o interesach nie tylko danej firmy zlecającej, ale również jej klientów, przykładowo pisząc bloga kulinarnego dla klientów firmy dystrybuującej sprzęt AGD warto pomyśleć o treściach, które z chęcią klienci poczytają, a na które nie ma miejsca w treści oficjalnej strony www. Niekoniecznie muszą być to ciekawostki kulinarne, technologiczne, jednakże warto wyczuć swoich czytelników, czego oczekują wobec bloga, a temu służą najlepiej komentarze i dyskusja. Dzięki aktywnym użytkownikom blog ma szansę zwiększyć swoją popularność, a także wykorzystać pomysły i treści nadesłane przez samych czytelników.

Blog kulinarny może, ale nie musi zawierać przepisów kulinarnych, które są typową treścią tego rodzaju blogów. O wiele ciekawszą formą będą obrazowe realizacje wybranych przepisów, zwłaszcza przy użyciu urządzeń sprzedawanych przez firmę, właściciela bloga. Konwencja prowadzenia bloga opiera się jedynie na kreatywności autora bloga. Im mniej blogów podobnych w sieci do naszego, tym zwiększa się szansa na jego sukces.

Trudno czasem przebić się ze swoją ofertą i przekonać internautów właśnie do naszej strony, bloga, jeżeli zadbamy o atrakcyjność treści i szaty graficznej możemy być spokojni o pozyskanie fanów, którzy z czasem wygenerują nie tylko wysoką pozycję naszego bloga, ale również korzyści marketingowe. Podobnie jak w każdym innym działaniu marketingowym, również w formach marketingu online liczy się oryginalny pomysł i unikalność jako towar deficytowy w reklamie.


Zapraszam do zapoznania się z jednym z blogów firmowych v-dero.blogspot.com

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Najlepsza metoda marketingu prawniczego

Najlepsza metoda marketingu prawniczego


Autor: Rafał Chmielewski


Zmienia się świat, zmieniają się klienci i ich gusta. Każdy biznes powinien za tymi gustami podążać. Dziś już nie wystarczy strona internetowa, aby przyciagnąć klienta do siebie. Potrzeba czegoś więcej, niż tylko pokazania swojej wizytówki światu, i dotyczy to biznesu wirtualnego, jak również biznesu “tradycyjnego”.


Jedną z najskuteczniejszych zasad marketingu obowiązujących w dzisiejszym świecie jest: 3 x daj – raz weź. Wszyscy domyślają się, co to znaczy: najpierw należy coś podarować, aby ostatecznie przemienić klienta potencjalnego w rzeczywistego. Jednak podarować nie raz, nie dwa, ale przynajmniej trzy razy. Tego oczekują dziś klienci. I jeżeli ktoś jeszcze nie widzi takiej potrzeby, to niebawem jego biznes zgaśnie przytłoczony konkurencją.

Bezpośrednio dotyczy to także działalności firm prawniczych – dużych i małych. Charakter prowadzenia biznesu nie różni się tutaj zbytnio od charakteru działalności innego rodzaju i nie jest to tylko moja opinia.

Ok. Ktoś mógłby powiedzieć, że nie można każdemu najpierw dać, bo trzeba jeszcze pracować bepośrednio nad realizacją zysku. Tak, ale dzięki narzędziom internetowym możemy to zrobić w prosty sposób tym bardziej, że – pamiętajmy – e-marketing jest ponadczasowy, a więc raz wykonana praca przynosi efekty przez lata. To, co damy jednej osobie (potencjalnemu klientowi), będzie służyło jeszcze setkom innych. W ten sposób obdarujemy wielokrotnie wiele osób, do których potem nie tylko będziemy mogli zwrócić się ze sprzedażą usługi, ale przede wszystkim w większości przypadków to oni zwrócą się do nas z prośbą o wykonanie usługi!

Co prawnik albo doradca podatkowy może dać klientowi?

Oczywiście swoją wiedzę. I nie ma tutaj obawy, że damy zbyt wiele, i że klient wszystkiego się dowie tak, że nie będzie mu potrzebna żadna usługa! To jest niemożliwe, gdyż dając swoją wiedzę nie dajemy gotowych rozwiązań we wszystkich możliwych sytuacjach, w których znaleźli się klienci.

Pamiętaj, że zawsze znajdzie się grupa takich osób, które będą potrzebowały pomocy prawnej, nawet pomimo świadomości swojego stanu prawno-faktycznego.

Oczywiście wiele innych osób nabędzie dzięki temu wiedzę, ale skoro nie zdecydują się na skorzystanie z pomocy prawnej to i tak nie skorzystają z niej u naszej konkurencji. Natomiast opuszczą naszą stronę z poczuciem wdzięczności i prawdopodobnie plecą ją innym osobom, a także wrócą po inne wiadomości.

Przekazywanie swojej wiedzy ma jeszcze inny dodatkowy wymiar: ciekawe strony (tj. użyteczne pod względem treści) są przeczesywane również przez dziennikarzy. Jedną z lepszych reklam jest zdecydownie zamieszczenie w prasie informacji ze strony prawniczej, albo możliwość udzielenia wywiadu w mediach.

Jak przekazywać swoją wiedzę? Oczywiście za pomocą bloga prawniczego. Obecnie nie ma skuteczniejszego medium marketingu prawniczego, aniżeli blog.


Rafał Chmielewski jest pierwszym w Polsce znawcą zagadnień e-marketingu prawniczego. Pomaga małym kancelariom prawnym w skutecznym kreowaniu wizerunku w sieci i zdobywaniu klientów za pomocą narzędzi internetowych. Koniecznie odwiedź jego blog: e-MarketingPrawniczy.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Ebooki i ich wady

Ebooki i ich wady


Autor: Justyna Zienkiewicz


Ebooki bez wątpienia mają wiele zalet, których nie sposób szukać w książce tradycyjnej. Są lekkie, nie zajmują miejsca na półkach, można je kupić za pośrednictwem jednego kliknięcia, nie można ich zniszczyć.


Nie ma się jednak co oszukiwać – ebooki oprócz licznych zalet mają też garść wad, o których nie można zapominać. Pierwszą z nich jest fakt, że do ich odtworzenia potrzebny jest jakiś sprzęt. Może to być komputer, telefon komórkowy, czytnik ebooków, czy tablet, jednak bez tego możemy sobie o ebookach pomarzyć. To istotny problem zwłaszcza w momencie, gdy nasz sprzęt się zepsuje albo wyczerpie się w nim bateria. A jeśli już o sprzęcie mowa, to jego cena też nie jest zbyt niska. O ile komputer ma dziś już prawie każdy, o tyle już czytniki ebooków niekoniecznie – choć najlepiej nadają się do czytania.

Kolejną kwestią jest bariera technologiczna. Szczególnie ludzie starsi mogą mieć problem z przestawieniem się, czy korzystaniem z tej formy książki, zwłaszcza, jeśli wcześniej nie mieli za wiele wspólnego z komputerami. Kolejną wadą ebooków jest fakt, iż są dość drogie w stosunku do książek tradycyjnych. Marzeniem czytelnika byłaby sytuacja, w której ebooki będą co najmniej o połowę tańsze od książek tradycyjnych, zwłaszcza, że do ich wytworzenia nie potrzebujemy papieru. Wydawcy bronią się jednak tym, iż cena wynika z wyższego podatku vat, jaki musimy zapłacić przy ich zakupie. Oprócz ceny bolączką, szczególnie polskich czytelników jest dostępność ebooków. Księgarnie internetowe wciąż mają zbyt mały zasób książek do wyboru, o nowościach, czy bestsellerach już nie wspominając. Przez to rodzi się frustracja – mam czytnik, chcę ebooki, a nie mogę ich legalnie kupić.

Obok dostępności ebooków problemem jest ich zabezpieczenie. Najczęściej stosowane jest zabezpieczenie DRM, które umożliwia odczytanie ebooka tylko za pośrednictwem odpowiedniego oprogramowania, za to uniemożliwia kopiowanie, czy drukowanie, o pożyczaniu już nie wspominając. Istnieje kilka sposobów na zdjęcie tych zabezpieczeń, jednak to rodzi kolejną frustrację – czytelnik musi obejść coś, co blokuje mu dostęp do książki, za którą zapłacił. Jeszcze jedną wadą ebooków jest być może fakt, iż nie są jeszcze tak popularne, a wielu ludzi nie ma o nich zielonego pojęcia, szczególnie w Polsce.

Aby niwelować wady, które ebooki bez wątpienia posiadają potrzeba dialogu między czytelnikami, a dystrybutorami i wydawcami ebooków, które pozwoliłyby chociażby na obniżenie cen i zastosowanie innych zabezpieczeń, które nie będą jednoznacznie określały uczciwego kupującego, złodziejem.


Infobroker Wrocław

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Kursy językowe mp3 – rewolucja w nauce

Kursy językowe mp3 – rewolucja w nauce


Autor: Fantasmagorie


Od pewnego czasu coraz więcej w internecie można znaleźć tzw. cyfrowych produktów. Da się zauważyć, że wśród nich największą popularność zdobywają sobie książki audio, czyli do słuchania, nie czytania.


Coraz liczniejszą grupę stanowią książki do nauki języków. Zdecydowanie warto się nimi bliżej zainteresować. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że ta forma może w niedługim czasie wyprzeć „tradycyjną” formę nauki języków obcych w ogóle – nie tylko angielskiego.

Dotychczas każdy, kto chciał uczyć się jakiegokolwiek języka obcego był niemal skazany na jedną ze szkół językowych. Koszt takiego kursu, w zależności od języka i stopnia zaawansowania to nawet kilkaset złotych za semestr. Jest to nie lada wydatek, jeśli chcielibyśmy nauczyć się 2 lub 3 języków, przynajmniej w stopniu podstawowym.

Dla ambitnych tańszym wyjściem była samodzielna nauka z podręczników językowych, co jednak przynosi różne efekty i raczej nie jest wyjściem dla początkujących. Szczególnie istotna jest tu kwestia wymowy, której nie sposób opanować bez pomocy lektora.

Tak czy inaczej, bez względu na język, jakiego chcielibyśmy się uczyć, byliśmy skazani na 2 możliwości:
- kurs językowy – dający duże prawdopodobieństwo zadowalających efektów, jednak pochłaniający sporo czasu i funduszy
- naukę z podręczników – o wiele tańszą, lecz nie gwarantującą sukcesu i poprawnej wymowy

W tym właśnie miejscu z pomocą przychodzą nam kursy językowe w mp3, które łączą zalety obydwu form nauki, jednocześnie eliminując ich wady!

AudioKursy audio języków obcych są przede wszystkim skuteczne, ponieważ oprócz ćwiczeń, jak w tradycyjnej książce, możemy słuchać i ćwiczyć poprawna wymowę wraz z lektorem.

Po drugie takie książki audio zazwyczaj są tanie, bo kosztują w granicach 20-30 zł, czyli jeszcze mniej od „tradycyjnych” podręczników (jak wiadomo ich ceny zaczynają się od 40-50 zł).

Po trzecie wreszcie, podobnie jak inne produkty cyfrowe są dostępne w formie „do pobrania”, więc można ich używać zaraz po zakupie. Format mp3 zaś umożliwia używanie ich i naukę wybranego języka w dowolnym miejscu i czasie – np. w podróży, jadąc samochodem, czy w trakcie codziennych obowiązków.

Co ciekawe, wśród kursów dostępnych w tej formie znajdują się nie tylko najpopularniejsze języki, jak wszechobecny angielski, czy niemiecki, ale również… grecki, norweski, a nawet chiński .

Z czystym sumieniem i gwarancją satysfakcji, zarówno początkującym jak i zaawansowanym można polecić te kursy mp3: Francuski na wakacje, Hiszpański de pe a pa, Rosyjski w 30 lekcjach, a nawet Językowe Vademecum Podróżnika, które uczy najbardziej przydatnych zwrotów w podróży, potrzebnych na lotnisku, w hotelu, restauracji itp., po angielsku, francusku, włosku, hiszpańsku, niemiecku i rosyjsku.

Naprawdę warto zainteresować się tą formą nauki języków obcych – zarówno dla utrwalenia ich znajomości, jak i rozpoczynając naukę, poszerzając w ten sposób swoje umiejętności o kolejny język – szybko, tanio, a przede wszystkim skutecznie!


E-booki info - Informacja księgarska o wydawnictwach cyfrowych

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Zalety ebooków - jak można je wykorzystać?

Zalety ebooków - jak można je wykorzystać?


Autor: Justyna Zienkiewicz


Obecnie mówi się o tym, że książka tradycyjna przestaje mieć rację bytu i już niedługo zostanie wyparta przez tę elektroniczną, znikną biblioteki, księgarnie i inne instytucje, które od wieków produkowały, popularyzowały i udostępniały książkę


Zamiast zastanawiać się nad zagrożeniami, jakie niesie książka elektroniczna, lepiej zastanowić się nad jej zaletami i starać się je wykorzystać, żeby „pomóc” książce tradycyjnej.

Wbrew pozorom nowoczesne technologie nie będą zagrożeniem, a rozwiązaniem problemów, z którymi się ona boryka. Jednym z takich problemów jest coraz mniej miejsca w bibliotecznych magazynach, ale również w naszych własnych domowych biblioteczkach. Książki często piętrzą się od podłogi, aż po sufit, upycha się je dosłownie wszędzie i nie wygląda to dość estetycznie, szczególnie przy ich dużej ilości. Ebooki zajmują jedynie miejsce na dysku twardym, ewentualnie na innych, przenośnym, bo istnieją pod postacią plików w różnych formatach, które może odczytać program komputerowy, ale też dedykowany, a więc specjalnej książki wiąże się z wycinaniem drzew. Papier zwykle dość szybko się niszczy, jeśli książka jest intensywnie eksploatowana inie przystosowany do tego czytnik. Nie ma mowy o tym, aby ebooki zbierały kurz. Ta cecha jest doskonałą wiadomością dla bibliotek, szczególnie takich, które muszą gromadzić wszystkie książki, które zostały wydane w kraju. Być może za kilkanaście lat wszystkie zostaną zdigitalizowane, dzięki czemu nie będzie problemu z ich przechowywaniem. Drugą niewątpliwą wadą książek tradycyjnych jest materiał, z którego zostały wykonane. Jest to oczywiście papier, którego jednym z głównych składników jest ścier drzewny. Oznacza to, że produkcja ka po jakimś czasie nie nadaje się już do czytania. W przypadku ebooków ten problem mamy rozwiązany – nie ma mowy o wycinaniu lasów – niektórzy twierdzą nawet, że ebooki są ekologiczne. Kolejną zaletą ebooków jest ich lekkość. Ważą tyle, co nic, a ich odtworzenie jest możliwe na przykład przez czytniki ebooków, których waga nie przekracza 200 gramów. Ile razy rodzice łapali się za głowy, kiedy ich pociechy dźwigały kilkukilogramowe tornistry pełne książek? Teraz już wcale nie musi tak być. Ebooki można też w łatwy sposób kupować. Nie musimy nawet ruszać się z domu, a zakupiony ebook w chwilę po tym, jak za niego zapłaciliśmy, mamy na własność. Oszczędzamy przy tym sporo czasu i energii. Nikt nie każe nam również stać w kolejkach, przemieszczać się, czy nawet szukać książki w innych księgarniach. W tych internetowych mamy ten komfort, że jeśli książki nie ma w jednej, możemy wklepać adres drugiej.

Książki elektroniczne z pewnością mają zalety, którym pozadrościć im może książka tradycyjna, a ich odpowiednie wykorzystanie pozwoli na przedłużenie istnienia wielu wytworów myśli ludzkiej, szczególnie tych najbardziej cennych.


Usługi infobrokerskie Wrocław

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czytniki ebooków – gadżety, czy szansa?

Czytniki ebooków – gadżety, czy szansa?


Autor: Justyna Zienkiewicz


Od kiedy pojawiła się książka elektroniczna – pierwsza w roku 1971 zaraz po otwarciu Projektu Gutenberg, można mówić o rozpoczęciu się ery cyfrowej, która w przyszłość być może zastąpi erę druku.


Ówczesny sprzęt nie pozwalał jeszcze jednak na digitalizację, którą znamy dziś, nie było też raczej mowy o tworzeniu ebooków. Dopiero lara dziewięćdziesiąte i późniejsze sprawiły, że dziś na wydanie ebooka może sobie pozwolić każdy za wcale nie tak duże pieniądze.

Ebooki sprawiły, że zaczęto wszczynać dyskusje o tym, czy wyprą książkę tradycyjną, czy wtedy znikną księgarnie i biblioteki, bo wszystko będziemy mogli przechowywać na dyskach swoich komputerów. Dyskusje zawrzały jednak ze zdwojonym tempem, kiedy na rynku pojawiły się czytniki ebooków. Początkowo wyglądały dość topornie i czytanie książek nie należało do aż tak przyjemnych, jak dziś. Należy jednak zaznaczyć, że pierwsze komputery stacjonarne, czy notebooki też nie zachwycały designem, a jednak dziś nie wyobrażamy sobie bez nich pracy, a czasem też rozrywki. W miarę upływu czas ich wygląd się zmieniał, bo producenci dokładnie śledzili potrzeby użytkowników.

Dziś urządzenia ważą nie więcej niż 250 gramów, są cieńsze od typowego ołówka i co najważniejsze wygodnie leżą w dłoniach. Jednak to nie cechy zewnętrzne zadecydowały o tym, że zyskały taką popularność i dziś niektórzy twierdzą, że mogą konkurować z multimedialnymi tabletami. To, co sprawia, że mają nad nimi przewagę to elektroniczny papier, zwany też czasem e-inkiem, albo elektronicznym atramentem. E-papier to technologia, dzięki której czytanie ebooków nigdy nie było bardziej wygodne i komfortowe. Wielu ludzi wciąż wybiera książki tradycyjne argumentując ten fakt tym, iż ebooki męczą oczy. Otóż dzięki elektronicznemu papierowi już nie męczą! Współczesne, dedykowane czytniki książek elektronicznych oparte są o technologię właśnie takiego papieru. Co to oznacza w praktyce? To, że bez problemu możemy czytać ebooki w pełnym słońcu, gdyż ich ekran nie emituje światła, co robią na przykład ekrany LCD, więc nie męczą oczu. Oznacza to również, że dedykowane czytniki nie korzystają z podświetlenia matrycy, co uniemożliwia czytanie po ciemku – zupełnie jak w przypadku książki papierowej!

Czy wraz z pojawieniem się czytników ebooków możemy mówić o rewolucji? Chyba nie, skoro wiele ich funkcji „udaje” te, które możemy znaleźć w książce tradycyjnej, łącznie z dopisywaniem notatek, czy zaznaczaniem ciekawych fragmentów. Czytniki ebooków nadal będą się rozwijały i może czytelnicy będą stopniowo po nie sięgać równie często, co po książkę tradycyjną. Czy jednak zupełnie ją wyprą? Tak naprawdę nie wiadomo.


Serwis informacyjny

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czy czytniki ebooków zrewolucjonizują świat? Fenomen Kindle’a.

Czy czytniki ebooków zrewolucjonizują świat? Fenomen Kindle’a.


Autor: Justyna Zienkiewicz


Pierwsze lata XXI wieku przyniosły znaczne zmiany, podobnie, jak to miało miejsce w przypadku wynalezienia ruchomej prasy przez Gutenberga. Tamten wynalazek zrewolucjonizował dotychczasowy proces produkcji i rozpowszechniania książki. Wszystko można było zrobić nie tylko lepiej i dokładniej, ale i szybciej.


Mimo tego prawdziwy przełom nastąpił kilka wieków później – wiek XIX przyniósł wynalazki, które jeszcze bardziej przyspieszyły druk, a książka przestała być produktem elitarnym, stała się zaś takim dla mas.

Już druga połowa XX wieku była początkiem cyfrowej rewolucji – powstał Project Gutenberg (1971), zdigitalizowano pierwszą książkę (Deklarację Niepodległości Stanów Zjednoczonych). Technologia była jeszcze na takim etapie rozwoju, że dopiero lata 90. przyniosły „ucyfrowienie” 11. pozycji w projekcie - Alicji w Krainie Czarów. W tym czasie zaczęto też pracę nad pierwszymi czytnikami książek. I znowu przyszło nam czekać. Czytniki były albo za duże, albo za ciężkie, albo za drogie. Znalezienie złotego środka nastąpiło wraz z pojawieniem się Kindla 1 w 2007 roku, wprowadzonego przez Amazon najpopularniejszą księgarnię internetową. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie, pojawił się Kindle 2, aż wreszcie jego 3. wersja. Oczywiście konkurencja nie pozostawała w tyle – pojawiły się Sony Reader, Nook i inne, w tym w Polsce eClicto, niedawno Oyo. Jednak dziś większość ludzi czyta właśnie na Kindlu. Dlaczego? Przede wszystkim cena odgrywa tu dużą rolę – wersja Kindle z WIFI i reklamami kosztuje 114 dolarów, jego odpowiednik bez reklam o 25 dolarów więcej. Kindle z WIFI i 3G (możliwość korzystania z sieci na całym świecie za darmo) 189 dolarów, a niemal 10-calowy odpowiednik 379 dolarów. Ludzie wreszcie dostali czytnik za 500 złotych z ekspresową przesyłką do Polski, oferujący 16 odcieni szarości i bazujący na technologii e-papieru. Oznacza to, że czytanie w pełnym słońcu na czytniku nie różni się niczym od czytania książek w wersji tradycyjnej – ekran nie tylko się nie błyszczy, ale nie jest też w żaden sposób podświetlony, co wpływa również na żywotność baterii.

Niektórzy porównują czytniki ebooków do tabletów i dostrzegają w nich konkurencję. To trochę jednak, jak porównywanie drukarki laserowej do urządzenia wielofunkcyjnego. Czytniki to urządzenia dedykowane przeznaczone do czytania książek, natomiast tablety mają szereg różnorodnych funkcji w tym oglądanie filmów, zdjęć, słuchanie muzyki, czy surfowanie po Internecie. Znalazły one również zastosowanie w czytaniu książek elektronicznych, jednak komfort korzystania z nich w tym celu jest zdecydowanie mniejszy.

Czy czytniki ebooków zrewolucjonizują świat książki jeszcze nie wiadomo. Ich ceny są jeszcze dość wysokie i czytelnicy sięgają po książkę tradycyjną. Nikt jednak nie wie, co stanie się, gdy czytnik będzie dostępny dla każdego, jak dziś odtwarzacz mp3, czy prosty telefon komórkowy. Do psychologicznej granicy 100 dolarów już niewiele brakuje…


Serwis informacyjny

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Zagrożenia dla książki tradycyjnej

Zagrożenia dla książki tradycyjnej


Autor: Justyna Zienkiewicz


Ostatnio znów wiele się mówi o śmierci książki tradycyjnej, jako medium nieatrakcyjnego w opozycji do innych, w tym głównie Internetu. Ludzie zdecydowanie więcej surfują w sieci, aniżeli czytają, czego dowodzą coroczne badania przeprowadzane przez Instytut Książki i Czytelnictwa.


Mimo że tegoroczne wykazały, że sytuacja zaczyna się poprawiać, eksperci biją na alarm. Czy tradycyjna książka naprawdę zniknie z półek, a tym samym rację bytu przestaną mieć księgarnie i biblioteki? Co stanowi lub stanowiło dla niej konkurencję i czy możemy mówić o realnym zagrożeniu?

Książka jest najstarszą formą przekazywania informacji. Istniała najpierw w formie glinianych tabliczek, potem zwojów papirusowych, a dopiero na początku V wieku przybrała formę kodeksu. Jej powielanie usprawnił wynalazek druku, dokonany przez Gutenberga w wieku XV, jednak prawdziwa rewolucja nastąpiła w wieku XIX wraz z wynalezieniem maszyn, m.in. ruchomej prasy i maszyny papierniczej. Książka stała się towarem dostępnym dla każdego, gdyż koszt jej produkcji znacznie zmalał. Wkrótce potem pojawił się jej konkurent – radio, potem następny – telewizja. I właśni wtedy zaczęto mówić o tym, iż książka nie ma z nią szans, bo społeczeństwo nie będzie robiło nic innego, jak przeskakiwać z kanału na kanał.

Książka przetrwała tę próbę czasu, ale kilkadziesiąt lat później przyszła era Internetu, potem stworzenie World Wide Webu. Postęp technologiczny sprawił, że komputery osobiste stały się bardziej dostępne, a użytkownik Internetu mógł czytać treści już na ekranie komputera. Postęp doprowadził również do tego, że zaczęto digitalizować książki i określać je mianem ebooków, czyli książek elektronicznych. Jeszcze wtedy nikt nie zdawał sobie sprawy, że będą one konkurencją dla książki tradycyjnej. Dlaczego? Bo ich czytanie było niewygodne, w dodatku bardzo męczyło wzrok. Przełom przyniosły dedykowane czytniki ebooków, nad którymi prace prowadzono już w latach 90. XX wieku i na początku XXI. Wtedy też pojawiły się ich pierwsze egzemplarze, których cena sukcesywnie malała, a producenci prześcigali się w zastosowaniu technologii, która będzie naśladowała tradycyjny papier. I tak, dzięki firmie E-Ink powstał e-papier, którego technologię wykorzystują obecne czytniki.

Tempo ich rozpowszechniania sprawiło, że wydawcy zaczęli wydawać ebooki, w których koszty produkcji są zredukowane do minimum – nie trzeba płacić choćby za papier, czy druk. Mimo tego ich ceny niewiele różnią się od cen książek tradycyjnych, z małymi wyjątkami. Książki elektroniczne w księgarni Amazon można kupić nawet czterokrotnie taniej, niż tradycyjne, a wszystko następuje w ciągu kilku sekund.

Z pewnością jeszcze nie przyszedł ten czas, żeby mówić o śmierci książki tradycyjnej, zwłaszcza, że wielu ludzi jest do nich jeszcze przywiązanych. Zamiast zadawać pytania, czy książka tradycyjna ma konkurenta, lepiej zastanowić się, jakie szanse ma dzięki postępowi technologicznemu oraz jak poradzić sobie z problemami, których do tej pory rozwiązać było nie sposób.


Serwis informacyjny

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Co się dzieje z OYO?

Co się dzieje z OYO?


Autor: E-ReaderGuy


Rok temu pełno było wszędzie informacji na temat nowego czytnika ebooków Empiku. Zaczęło się od wielkiej kampanii reklamowej, miał to być „polski Kindle” w przystępnej cenie, miały być ebooki, nawet kilka razy będąc w Empiku widziałem i dotykałem OYO…i nic!


Na stronie Empiku nie ma na niej ani jednej wzmianki o OYO. Na Allegro pojawiają się sporadycznie pojedyncze egzemplarze, które ludzie wygrali w konkursie organizowanym przez Empik. Sprzedawcy do niczego ich nie potrzebują, bo nie za bardzo jest co na nich czytać. Z tego samego powodu nikt też ich nie kupuje.

A miało być tak pięknie

Czytnik OYO miał zrobić to, co nie udało się eClicto – podbić serca użytkowników dużymi możliwościami, przystępną ceną i dużą liczbą dostępnych na czytnik książek w języku polskim. OYO miał szansę stać się przebojem i dosłownie szturmem podbić polski rynek czytników. Szczególnie biorąc pod uwagę popularność sklepów Empik i możliwości, jakie dawał sojusz z niemiecką firmą Thalia, francuską Chapitre.com i holenderską Selexyz (czytniki i książki miały się jednocześnie pojawić w czterech krajach). Oczami serca widziałem możliwość legalnego pobierania i czytania książek w jezyku niemieckim i francuskim, co w tej chwili jest niemożliwe, mimo, że już od jakiegoś czasu jesteśmy w Unii Europejskiej.

Specyfikacja i dane techniczne miały bić na głowę eClicto i dorównywać gigantowi zza oceanu:

• Obsługa książek w formatach: PDF, ePub, HTML, TXT (w tym Adobe Digital Editions!)

• Obsługa plików graficznych: JPEG, PNG i BMP (wyświetlane w skali szarości)

• Odtwarzacz MP3

• Złącze MicroUSB

• Czytnik kart MicroSD (do 32 GB)

• Wejście słuchawkowe 3,5mm (pamiętacie 2,5mm w eClicto?)

• Wbudowany moduł łączności bezprzewodowej WiFi (obsługa wyłącznie sklepu empik.com w zakresie ebooków, aktualizacja oprogramowania oraz rejestracja Adobe ID)

• Pojemnościowy ekran dotykowy o przekątnej 15,2 cm / 6“

• Czarno-biały wyświetlacz z 16-stopniową skalą szarości, rozdzielczość 800x600 pikseli

• Bateria litowo-jonowa 1200 mAh

• 2GB pamięci wewnętrznej

• Wymiary/waga 154 mm x 124 mm x 11 mm / ok. 240 g

Co się stało?

Tego nie wie nikt. Internet jak długi i szeroki, milczy. Skrzynka pocztowa Empiku również. Pozostaje nam czekać i patrzeć, jak inne czytniki stopniowo podbijają nasz rynek do takiego momentu, kiedy wejście z czymkolwiek nowym będzie całkowicie niemożliwe. Cena Kindle'a coraz bardziej spada, kolejni polscy autorzy podpisują umowy z Amazon na publikowanie swoich książek w wersji cyfrowej. Nie twierdzę, że obiektywnie jest w tym coś złego, po prostu szkoda mi, że kolejna próba wprowadzenia rodzimego czytnika spełzła na niczym.


Artykuł pochodzi z bloga poświęconego ebookom i czytnikom:
http://eczytniki.blogspot.com/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Jak "odbezpieczyć" zabezpieczony plik PDF?

Jak "odbezpieczyć" zabezpieczony plik PDF?


Autor: E-ReaderGuy


Często zdarza się, że kupujemy ebooki w formacie PDF i chcielibyśmy wrzucić je na swój czytnik, żeby czytać je bez męczenia wzroku...i tu pojawia się problem, bo w większości przypadków taki plik nie uruchomi się na naszym urządzeniu.


Na wstępie chcę zaznaczyć, że promuję jedynie zdejmowanie zabezpieczeń na własny użytek - jeśli ktoś kupił sobie ebooka, powinien móc czytać go w taki sposób, w jaki preferuje. Samo zdjęcie zabezpieczeń i czytanie e-książki we własnym zakresie nie jest przestępstwem. Przestępstwem jest udostępnianie ebooka bez zgody wydawcy i tego absolutnie nie popieram.

Hasło do otwarcia

Istnieją różne "poziomy" zabezpieczeń w plikach PDF. Najczęściej po zakupie dostajemy plik i hasło do jego otwarcia i dopóki czytamy na komputerze za pomocą np. Adobe Reader'a, wszystko jest w porządku. Jeśli jednak wrzucimy taki plik na e-czytnik, to niestety książka się nie otworzy, bo czytniki tego typu zabezpieczeń nie obsługują.

Istnieją jednak narzędzie do zdejmowania haseł z plików PDF. Wystarczy pierwszy-lepszy program do zdejmowania zabezpieczeń, na przykład A-PDF Restrictions Remover (innych niestety nie używałem, więc nie wiem, na ile są skuteczne). Wystarczy sobie pobrać wersję próbną, zainstalować, a następnie kliknąć prawym przyciskiem na plik PDF, wybrać opcję "Remove Restrictions", podać hasło, które dostaliśmy od sprzedawcy (hasło do otwarcia pliku) i po robocie. Od teraz możemy plik otwierać bez podawania hasła, a przede wszystkim możemy ebooka czytać na naszym ulubionym e-readerze. Jeśli często kupujemy tego typu książki w jakimś sklepie internetowym, a program zadziała, to warto się zastanowić nad zakupem pełnej wersji programu - to niecałe 30zł, a bardzo ułatwia życie. Wygląda trochę na kryptoreklamę, ale zapewniam, że nie mam z tego żadnych zysków (link jest czysty, nie ma żadnych dodatków partnerskich), zalecam wypróbowanie innych narzędzi, bo A-PDF nie działa we wszystkich przypadkach i sam jeszcze nie rozgryzłem, jak otworzyć jeden ebook, który kiedyś kupiłem.

Zbyt duże strony

Kolejnym problemem jest często rozmiar stron. Pliki PDF niestety mają stałą, ustaloną przez autora/wydawcę wielkość stron (najczęściej standardowe A4) i nawet, jeśli uda nam się książkę wrzucić na czytnik (bo nie ma hasła, lub udało nam się je zdjąć), to albo nie jesteśmy w stanie się doczytać, albo musimy czytać poziomo, po pół strony na raz (szczęśliwców z dużymi czytnikami ten problem nie dotyczy). W takim wypadku dobrze by było przekonwertować taką książkę na inny format, np. EPUB, żeby czytnik sam dostosowywał ilość treści do każdej strony. Jeśli ktoś jest cierpliwy, może skopiować tekst z PDF'a do edytora tekstu, a potem przekonwertować plik na format swojego czytnika (np. za pomocą Calibre). Ale praktycznie w każdym przypadku PDF jest zabezpieczony przed kopiowaniem zawartości. Z pomocą przychodzi nam ten sam program, który wspomniałem w poprzednim paragrafie. Jeśli z niego skorzystamy, to oprócz hasła usunie on zabezpieczenie przed kopiowaniem tekstu.

Plik .exe otwierający plik .pdf

Najbardziej zaawansowaną formą zabezpieczenia plików PDF, z jaką się do tej pory spotkałem, są pliki wykonywalne (EXE), które docelowo otwierają nam plik PDF, ale oprócz hasła wymagają czasem łączenia się z Internetem, żeby sprawdzić, czy na pewno ta sama osoba otwiera ebooka, czy owa osoba posiada licencję na czytanie tej książki, i czy ebook nie został komuś udostępniony. To już prawdziwy "hardkor", bo takiej książki na pewno nie przeczytamy nigdzie poza naszym komputerem z dostępem do Internetu. Istnieje jednak bardzo prosty sposób na obejście tego zabezpieczenia. Najpierw w ustawieniach systemu musimy włączyć wyświetlanie plików ukrytych (chcemy, żeby były widoczne). Następnie uruchamiamy nasz plik EXE, wpisujemy do trzeba, a kiedy plik PDF się otworzy, sprawdzamy we właściwościach pliku gdzie dokładnie się znajduje i jak się nazywa (skoro otworzył się plik PDF, to znaczy, że ów EXE musiał utworzyć gdzieś na naszym komputerze tymczasowy, ukryty plik PDF, który następnie został otwarty). Wystarczy teraz wejść do odpowiedniego folderu, znaleźć nasz plik PDF (zwykle ma jakąś zupełnie niewinną, bezsensowną nazwę), i gdzieś go sobie kopiujemy. W czasie szukania pliku nie zamykamy Adobe Reader'a, bo wtedy ukryty, tymczasowy PDF zniknie! Skopiowanemu plikowy zmieniamy atrybuty, żeby nie był już ukryty, zmieniamy też nazwę, żeby było wiadomo, co to za plik. Powinien się teraz bez niczego otwierać, a jeśli ma jakieś zabezpieczenia, traktujemy go A-PDF Restrictions Remover i możemy go już na własny użytek wrzucać na czytnik lub konwertować na inne formaty.


Artykuł pochodzi z bloga poświęconego ebookom i czytnikom:
http://eczytniki.blogspot.com/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Asus DR-950 - recenzja

Asus DR-950 - recenzja


Autor: E-ReaderGuy


Firma Asus jest wiodącym producentem sprzętu komputerowego, ale widać wyraźnie, że nie chce się zbytnio ograniczać. Asus postanowił wkroczyć na nowy, rozwijający się rynek e-czytników.


Czy powtórzy swój sukces z zakresu laptopów i płyt głównych i będzie mógł stanowić konkurencję dla takich gigantów jak Kindle?

Ogółem

DR-950 to bardzo prosto i niepozornie wyglądające urządzenie bez zbytecznych, ekstrawaganckich ozdób. I to właśnie dzięki tej prostocie wyróżnia się wśród innych czytników. DR-950 może się wydawać podobny do wszystkich innych urządzeń w tej kategorii, jednak kiedy weźmiemy go do ręki i włączymy, szybko zorientujemy się, że były to tylko pozory.

Ekran dotykowy o przekątnej 9 cali zajmuje niemal cały przód urządzenia. Na stosunkowo wąskiej ramce obudowy znajdują się tylko najbardziej potrzebne przyciski, przy czym nie rzucają się zbytnio w oczy. Momentami DR-950 można pomylić z tabletem. Po uruchomieniu urządzenia zauważymy, że ekran jest nie tylko duży, ale też oferuje bardzo wysoką rozdzielczość - dokładnie 1024 x 768 pikseli. Urządzenie jest jednocześnie niezwykle lekkie – waży zaledwie 370 gramów przy wymiarach 222 x 161 x 9 mm.

E-czytnik

Asus DR-950 nie jest kolejnym czytnikiem opartym na typowej technologii e-papieru. Zamiast niej, w wyświetlaczu zastosowano nową technologię opracowaną przez firmę SiPix. Miało to na celu zwiększenie funkcjonalności urządzenia i obniżenie jego ceny. Nowa technologia oferuje 3-krotnie szybsze przewracanie stron w porównaniu z czytnikami innych producentów.

Poruszanie się po menu za pomocą przycisków może początkowo wydawać się skomplikowane, jednak można też po prostu użyć ekranu dotykowego. DR-950 posiada wbudowane dodatkowe aplikacje, między innymi edytor tekstu i w pełni funkcjonalną przeglądarkę internetową.

Pisać w czytniku można zarówno za pomocą klawiatury ekranowej, jak i za pomocą rysika dzięki aplikacji rozpoznającej pismo ręczne. Mimo, że ekran czytnika jest dotykowy, na pierwszy rzut oka na taki nie wygląda – nie mamy tu do czynienia ze zmniejszoną czytelnością tekstu występującą w czytnikach z ekranem dotykowym innych producentów.

Firma Asus wyposażyła DR-950 w czytnik kanałów RSS oraz słownik umożliwiający tłumaczenie słówek na bieżąco. Duży ekran oznacza, że nasz e-czytnik umożliwia czytanie na nim gazet i czasopism w pełnym wymiarze. Czytanie książek i przeglądanie stron internetowych może się odbywać w pionie lub w poziomie. Jeśli ktoś jest zbyt leniwy, żeby czytać, lub jeśli ma problemy ze wzrokiem, Asus wyposażył swoje urządzenie w silnik przetwarzania tekstu Svox, dzięki któremu tekst będzie można usłyszeć. Oczywiście opcja ta będzie dostępna początkowo tylko dla ograniczonej liczby języków.

Jeśli chodzi o pojemność, czytnik jest wyposażony w wewnętrzną pamięć 2GB lub 4GB, co spokojnie wystarczy nam do pomieszczenia wielu tysięcy ebooków. Jeśli to nam nie wystarczy, możemy skorzystać z wejścia na kartę SD. Książki można umieszczać na czytniku za pomocą przeglądarki, która łączy się z Internetem wszędzie, gdzie znajdzie dostęp do WiFi, 3G lub HSDPA. Można też skorzystać z kabla USB i podłączyć urządzenie do komputera.

Żywotność baterii

W czytnikach żywotność baterii zwykło się mierzyć w liczbie stron, jaką można „przewrócić” na jednym naładowaniu. DR-950 umożliwia nam przewrócenie 10 000 stron, co jest bardzo dobrym wynikiem w porównaniu z innymi urządzeniami.

Obsługiwane formaty

Firma Asus postanowiła być otwarta i jej nowe urządzenie obsługuje wszystkie najpopularniejsze formaty ebooków i obrazów, takie jak PDF, TXT, ePub, HTML, RSS, BMP, PNG, i JPEG. Czytnik obsługuje też pliki dźwiękowe AUDIBLE oraz MP3, umożliwiając słuchanie muzyki oraz audiobooków po podłączeniu słuchawek.

Podsumowując

Czytnik ebooków DR-950 firmy ASUS jest godnym polecenia urządzeniem. Jest solidny, posiada doskonały wyświetlacz i zawiera wbudowane aplikacje, które nie są tylko zwykłymi dodatkami.


Artykuł pochodzi z bloga poświęconego ebookom i czytnikom:
http://eczytniki.blogspot.com/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

eClicto – pierwszy polski czytnik ebooków

eClicto – pierwszy polski czytnik ebooków


Autor: E-ReaderGuy


eClicto jest pierwszym polskim eczytnikiem. W rzeczywistości jest to kolejny wariant czytnika Netronix EB-600, który jest najczęściej kopiowanym urządzeniem do czytania ebooków na świecie. Szkoda, że niczym specjalnym się nie wyróżnia.


To dosłownie to samo urządzenie, co ogólnoeuropejski Cybook Gen 3, brytyjski COOL-ER, rosyjski Pocketbook 301, południowokoreański Soribook NUUT oraz amerykańskie eSlick i Astak Mentor Lite. Szare motywy na eClicto sprawiają, że jest minimalnie bardziej przyjemny dla oka, niż pozostałe kopie EB-600.

Jest to pierwszy czytnik skierowany bezpośrednio do użytkowników w Polsce. Firma Kolporter rozpoczęła sprzedaż czytnika w grudniu 2009 roku. Pojawiła się wtedy poważna debata, czy warto zainwestować w produkt polski, czy też skorzystać z oferty firmy Amazon, która w tym samym czasie rozszerzyła swoją ofertę czytnika Kindle na inne kraje, w tym Polskę.

Plusów niestety brak

Czytnik jest bardzo lekki, jednak wydaje się być bardzo delikatny. Plastik, z którego został wykonany dosyć łatwo się wygina. Matowe, przypominające gumę wykończenie łatwo zbiera kurz, zostają na nim też odciski palców. Osoby leworęczne będą miały poważny problem z przewijaniem stron.

eClicto posiada 512MB pamięci wewnętrznej, jest też wyposażony w wejście na kartę SD, dzięki której możemy zwiększyć jego pojemność o 4GB.

Urządzenie uruchamia się w 30 sekund, co nie jest zbyt dobrym wynikiem. Plików dźwiękowych można słuchać po podłączeniu słuchawek, jednak zamiast standardowego wejścia 3,5mm mamy tu do czynienia z wejściem 2,5mm, czytnik wymaga więc zakupu specjalnych słuchawek lub przejściówki. Przy czym nie istnieje opcja jednoczesnego słuchania muzyki i czytania – musimy się zdecydować – albo słuchamy czegoś, albo czytamy. Pozostaje słuchanie audiobooków, choć łatwiej byłoby to robić za pomocą zwykłego, małego odtwarzacza mp3.

Czcionki w eClicto mają znacznie bardziej „cyfrowy” kształt (piksele), niż w czytnikach takich jak PRS, czy Kindle. Ekran wyświetla jedynie 4 odcienie szarości, więc zdjęcia i rysunki będą na czytniku wyglądały bardzo prymitywnie. Menu mogłoby być troszkę bardziej dopracowane.

Głównym formatem obsługiwanym przez eClicto jest nistronicowany EPUB. Oprócz tego obsługuje jeszcze pliki TXT, PDF i HTML. Bateria o pojemności 800 mAh pozwala na przewrócenie zaledwie 500 stron!

O jakimkolwiek połączeniu z Internetem nie ma mowy. Ładowanie baterii i transfer plików odbywają się tylko i wyłącznie przez kabel USB.

System operacyjny, na którym pracuje eClicto został oparty na dostępnym na licencji GPL kodzie źródłowym. Oznacza to, że kod źródłowy nowopowstałego systemu powinien zostać upubliczniony i udostępniony dla każdego zainteresowanego. Jednak firma Kolporter postanowiła się z warunków licencji nie wywiązać, twierdząc, że „może to naruszyć bezpieczeństwo ich systemu”. Nie ma więc mowy o wprowadzaniu własnych usprawnień i modyfikacji, jak miało to miejsce w przypadku Sony PRS-500/505.

Gorszy niż...

To smutne, że dwa lata po wejściu na rynek czytnika PRS-500 powstał czytnik o znacznie gorszych parametrach i mocno zawyżonej cenie. W momencie publikacji tego artykułu (kwiecień 2011) eClicto kosztuje aż 899zł. Przy zakupie dostajemy do niego 100 darmowych ebooków (z których większość i tak w sposób legalny jest dostępna za darmo w Internecie). Przy takim stosunku jakości do ceny, czytnik nie ma szans konkurować ani z obecnie dostępnymi czytnikami typu Kindle, ani nawet z dawno wycofanymi z produkcji Sony PRS-500 i PRS-505.

Firma Kolporter zapowiedziała już stworzenie większego, 10-calowego czytnika ebooków z większą liczbą funkcji. Staramy się być dobrej myśli.


Artykuł pochodzi z blogu poświęconego ebookom i czytnikom:
http://eczytniki.blogspot.com/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Czytanie ebooków z Amazon na innych czytnikach

Czytanie ebooków z Amazon na innych czytnikach


Autor: E-ReaderGuy


Do tej pory, żeby mieć dostęp do tysięcy ebooków ze sklepu Amazon potrzebny był czytnik Kindle. Użytkownicy innych urządzeń mogli jedynie liczyć na pojawienie się niektórych tytułów w dedykowanych dla ich czytników sklepach. Inni uciekali się do pobierania nielegalnych kolekcji ebooków.


Metoda

Na szczęście istnieje sposób na legalne kupowanie książek z Amazon i czytanie ich na innych czytnikach. Pierwsza metoda, jaką opracowano, wymagała posiadania urządzenia Kindle (lub znajomości osoby, która takowego posiada).Teraz potrzebujemy tylko komputera PC. Metoda nie wymaga ogromnego wysiłku i działa w 99,99% przypadków (o pozostałym 0,01% napiszę później).

UWAGA: Metoda jest w pełni funkcjonalna i sprawdzona w dniu publikacji tego artykułu (kwiecień 2011), jednak nie da się zagwarantować, że będzie skuteczna w przyszłości. Amazon może wprowadzić zmiany w formacie, w jakim publikuje książki, zmienić zabezpieczenia, niektóre linki z tego artykułu mogą też kiedyś wygasnąć.

Jak to działa?

W normalnych warunkach, kiedy kupujemy książkę na Amazon, trafia ona na nasze urządzenie, a jej szyfrowanie dostosowuje się do numeru seryjnego urządzenia. Każdy czytnik ma inny numer seryjny, przez co plik nie daje się otworzyć na jakimkolwiek innym Kindle’u, a tym bardziej na innych czytnikach innych producentów. Sztuczka polega na zdjęciu owego przypisania do konkretnego numeru seryjnego, aby plik dawał się otwierać na innych urządzeniach (Sony PRS, BeBook, Oyo, eClicto i każdym innym) oraz umożliwiał konwersję na inny format.

Zaczynamy

0) Na samym początku musimy pobrać i zainstalować starą wersję programu Kindle for PC (jest to udostępniany przez Amazon darmowy program, dzięki któremu można czytać ichniejsze ebooki bez potrzeby kupowania Kindle’a – program niejako udaje to urządzenie). Musi być to właśnie ta wersja, ponieważ w najnowszych metoda już nie działa. Plik można pobrać tutaj. Nie można pozwolić, aby program się zaktualizował (koniecznie należy wyłączyć tę opcję). Powiązujemy swój program z naszym kontem Amazon i od teraz możemy normalnie kupować upragnione ebooki, które będą bezpośrednio przenoszone do naszej komputerowej wersji Kindle’a.

1) Pobieramy i instalujemy 32-bitową wersję Python’a (nawet, jeśli mamy system 64-bitowy!): http://www.python.org/download/.

2) Pobieramy spakowany skrypt unswindle i gdzieś go rozpakowujemy.

3) Otwieramy folder, do którego rozpakowaliśmy skrypt i dwukrotnie klikamy plik unswindle.pyw.

Uruchomi nam się automatycznie program Kindle for PC.

4) Otwieramy książkę, którą chcemy „odbezpieczyć” i wyłączamy program Kindle for PC.

Pojawi się okno dialogowe proszące o podanie ścieżki, gdzie chcemy zapisać nasz odbezpieczony plik o rozszerzeniu .mobi.

Gotowe!

Co dalej?

Jeśli nie odpowiada nam format .mobi, albo jeśli nasz czytnik go nie obsługuje, możemy bardzo łatwo przekonwertować plik na inny format za pomocą oprogramowania Calibre. Książka jest nasza w sposób legalny, bo za nią zapłaciliśmy, jednak rozdawanie jej i publikowanie do pobrania gdziekolwiek jest już przestępstwem. Zresztą, zakładam, że jak ktoś kupuje już książkę, to raczej nie po to, aby ją za darmo udostępniać na lewo i prawo.

Metoda dedykowana jest pasjonatom książek, którzy nie chcą ograniczać się do monopolu sklepu Amazon. Nie każdy lubi Kindle’a, nie każdemu to urządzenie odpowiada, natomiast niektóre tytuły anglojęzyczne dostępne są jedynie w sklepie Amazon.

Kiedy metoda nie działa?

Tak jak pisałem wcześniej, w 0,01% przypadków metoda ta się nie sprawdzi, ponieważ część ebooków Amazon publikuje w innym formacie (.tpz). Opisana tu metoda dotyczy jedynie książek z rozszerzeniem .mobi, które stanowią przeważającą większość, jednak nie da się sprawdzić formatu przed zakupem, dlatego metody tej używa się na własną odpowiedzialność.

Artykuł jest po części tłumaczeniem tego tekstu napisanego przez autora metody.


Zapraszam do zapoznania się z moim blogiem na temat czytników i ebooków:
http://eczytniki.blogspot.com/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Sony PRS-505, czyli „legendarny” czytnik e-booków

Sony PRS-505, czyli „legendarny” czytnik e-booków


Autor: E-ReaderGuy


Czytniki Sony nie cieszą się w Polsce ogromną popularnością. W polskich artykułach autorzy wydają się zupełnie pomijać czytniki z serii PRS. A szkoda, bo są to jedne z najlepszych dostępnych urządzeń do czytania e-booków.


Na początku…

W roku 2006, w czasach, kiedy w Polsce o czytnikach ebooków nikt jeszcze nawet nie śnił, firma Sony stworzyła PRS-500 – jeden z pierwszych czytników, którego cena czyniła go dostępnym dla zwykłych śmiertelników, przeznaczonego głównie do czytania normalnych książek bez nadmiernej ilości grafik, czy wykresów . Czytnik miał parametry zbliżone do stworzonego rok później Kindle’a i, przynajmniej w USA, został bardzo dobrze przyjęty. Urządzenie było solidne i niezawodne, choć jak na pioniera przystało, czytnik miał oczywiście swoje wady, m.in. niezbyt wygodną obsługę, długi czas przewracania stron, nie był też specjalnie estetyczny. Jednak jakiś czas później na jego podstawie powstał „legendarny” e-reader:

Sony PRS-505

Nowy czytnik był jeszcze cieńszy, zyskał ulepszone parametry, solidną, praktycznie niezniszczalną, metalową obudowę (czegoś takiego nie miały po nim już żadne czytniki innych producentów) i wiele nowych funkcji. Był bardzo elegancki i lekki. Bardzo szybko stał się wyznacznikiem dla urządzeń innych producentów – swego czasu to do niego porównywano wszystkie inne urządzenia (również Kindle’a) i to na podstawie jego specyfikacji inni producenci tworzyli urządzenia konkurencyjne. PRS-505 był dostępny w trzech kolorach: srebrnym, czerwonym oraz granatowym. Stworzono specjalnie dla niego sporo różnych akcesoriów, m.in. jedyną w swoim rodzaju dedykowaną okładkę z nietypową lampką PRSA-CL1, przeróżne pokrowce, pancerne futerały do czytania w podróży (Book Armor), „skórki”, dzięki którym nasz czytnik mógł stać się zupełnie unikatowy itp.

Czytnik jako jeden z pierwszych na świecie umożliwiał jednoczesne czytanie i odtwarzanie muzyki w formacie mp3 (można było równie dobrze wrzucać na niego audiobooki), obsługiwał ogromną liczbę formatów książek i grafiki, oferował też niezwykle dużą żywotność baterii. Jego ekran oferował 8 odcieni szarości i był niezwykle czytelny. Zachowywał się dokładnie jak zwykły papier, nie męczył wzroku i był widoczny pod każdym kątem. Urządzenie posiadało wbudowaną pamięć 256MB pozwalającą trzymać na nim około 160 książek, natomiast dwa wejścia na karty pamięci nawet do 32GB zwiększały tę pojemność o kilkaset tysięcy książek (rzadko jednak się zdarza, żeby ktokolwiek zapełnił całą pamięć wewnętrzną urządzenia i potrzebował jeszcze kilku gigabajtów na karcie SD).

Ogromnym plusem był „otwarty” system operacyjny czytnika, umożliwiający osobom orientującym się w tematyce programowania wprowadzanie zmian i modyfikacji w czytniku. Powstał między innymi PRS Customizer – program umożliwiający m.in. zmianę języka, wersji oprogramowania sprzętowego, zmianę grafik i ikonek czytnika, czcionek, funkcji niektórych przycisków, czy wyświetlanie zegarka.

Sony posiada dedykowany sklep z książkami na czytniki PRS, jest również sporo sklepów internetowych, które oferują kompatybilne ebooki. Istnieją też tysiące darmowych ebooków sformatowanych specjalnie z myślą o urządzeniach PRS (ang.Portable Reading System).

Calibre

Do PRS-505 dołączana była płyta CD z dedykowanym oprogramowaniem umożliwiającym zarządzanie naszą cyfrową biblioteką i wrzucanie na czytnik nowych książek. Jego funkcjonalność była jednak ograniczona, i bardzo szybko znający się na programowaniu wielbiciele czytników Sony stworzyli własny program – Calibre (początkowo nazywał się libprs500, jednak w połowie roku 2008 zmieniono nazwę, ponieważ zaczął w pełni obsługiwać również czytniki innych producentów) – dający ogromne możliwości zarządzania biblioteką, konwersji formatów, dodawania okładek do książek itp. Oprogramowanie jest wciąż rozwijane, pojawiają się nowe funkcje i obsługa kolejnych urządzeń i formatów.

Co dostajemy?

W pudełku, oprócz samego czytnika, dostajemy skórzaną okładkę (brązową przy srebrnym PRS-505/SC, bordową przy czerwonym PRS-505/RC i czarną przy granatowym PRS-505/LC), kabelek USB-mini-USB, płytę z oprogramowaniem Reader Library oraz instrukcję. Czytnik można ładować z komputera za pomocą dołączonego kabla USB, natomiast jeśli ktoś potrzebuje ładowarki sieciowej, wystarczy kupić dowolną, tanią ładowarkę do Sony PSP – urządzenie posiada dokładnie to samo wejście zasilające.

Specyfikacja

- Wymiary: 175 × 122 × 8 mm

- Waga: 250 g

- Ekran:

- rozmiar: przekątna 15.5 cm (6 cali)

- rozdzielczość: 170 dpi, 8 odcieni szarości

- Pamięć: 256 MB (dostępna: 200 MB; około 160 ebooków), wejście na kartę Sony Memory Stick Pro Duo do 8 GB, wejście na kartę SD do 2 GB (działają niektóre karty nie-SDHC 4GB), lub do 32 GB z kartami SDHC przy wersji 1.1 oprogramowania sprzętowego (firmware)

- bateria: litowo-jonowa, do 6800 „przewróceń” strony

- Interfejs: port USB 2.0

- Obsługiwane formaty plików: PDF, TXT, RTF, LRF, LRX, ePUB, MP3, AAC, JPG, GIF, PNG, BMP

- Czcionki: 3 wielkości

- Możliwość czytania w pionie lub w poziomie

Podsumowanie

PRS-505 nawet dziś oferuje ogromne możliwości czytelnikom. Za oceanem czytnik wciąż uznawany jest za najsolidniejszy produkt w tej kategorii i za jeden z najlepszych czytników, jaki kiedykolwiek stworzono. I choć od kilku lat nie jest już produkowany, wciąż można zauważyć bardzo duży popyt na niego na serwisach aukcyjnych typu eBay (również na rodzimym Allegro można zauważyć, że kiedy tylko pojawia się PRS-505 z licytacją, za każdym razem w aukcji bierze udział kilkanaście osób). Sklepy internetowe wciąż sprzedają do niego akcesoria, takie jak ładowarki, skórki, pokrowce, lampki, czy nowe (często bardziej pojemne) baterie wraz z zestawem narzędzi do rozebrania naszego czytnika. Prawdopodobnie żaden inny czytnik nie oferował i nie oferuje tak ogromnych możliwości dostosowywania wyglądu i zachowania urządzenia do upodobań użytkownika. Dla żadnego innego czytnika nie powstało też prawdopodobnie tyle różnych akcesoriów.

Choć PRS-505 nie posiada ekranu dotykowego, ani nie umożliwia łączenia się z Internetem, do dziś używany jest przez dziesiątki tysięcy użytkowników, którym nie są potrzebne takie zbędne gadżety i którzy chcą po prostu czytać książki i cieszyć się estetycznym, solidnym urządzeniem.


Zapraszam do zapoznania się z moim blogiem na temat czytników i ebooków:
http://eczytniki.blogspot.com/

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Własny Blog bez cudzych reklam, sposobem na biznes

Własny Blog bez cudzych reklam, sposobem na biznes


Autor: Anita Zielke - Aneta Moren


Dzięki własnemu Blogowi można bardzo wiele zdziałać, zwłaszcza, jeśli zajmujemy się czymś zawodowo lub z pasją. Dodatkowym atutem może się okazać wykorzystanie, go do pozycjonowania innej strony np. firmowej.


Prowadzenie własnego Bloga, to propozycja pracy dla osób chcących budować swój dodatkowy dochód w sieci, a także osób, które nie bardzo mają czas na prowadzenie Bloga, a zależy im na posiadaniu ładnego i dostosowanego do swoich planów. Korzystając z tego swoistego dziennika internetowego, można bardzo wiele zdziałać, zwłaszcza, jeśli zajmujemy się czymś zawodowo lub z pasją. Oprócz popularnych banerów reklamowych i innych materiałów reklamowych mających na celu zarabianie na własnym Blogu, można pomyśleć także o pozyskiwaniu prywatnych firm chcących się u nas zareklamować. Warto tu dodać, że im bardziej poczytny i dobrze prowadzony Blog, tym większe zainteresowanie ze strony potencjalnych klientów.

Posiadacz takiego, własnego Bloga, ma prawo do jego odsprzedaży, ale opata za miejsce na serwerze jest pobierana raz na rok bez względu na obecnego właściciela. Administracja Blogiem, to nie łatwa praca, wymagająca czasu i pewnych umiejętności dodatkowych. Zazwyczaj popartych kilkuletnią praktyką, dlatego osoby, które marzą o tego rodzaju przedsięwzięciu, jak posiadanie Bloga z kreacjami reklamowymi w celach zarobkowych, ale nie mają pojęcia o kodowaniu HTML, czy wstawianiu linków, powinny dać sobie spokój i poszukać specjalisty do pomocy. Banery, linki, grafiki i inne są przeważnie wstawiane na stronę na żądanie, a zarabianie za pomocą firm afiliacyjnych i reklamowych, z którymi wcześniej należy podpisać umowę. może się stać dodatkowym źródłem dochodu, wszystko zależy od unikalności Bloga i jego zalet, im bardziej innowacyjny i ekspercki, tym większe nim zainteresowanie, a tym samym większe zyski. Dodatkowym atutem może się okazać wykorzystanie, go do pozycjonowania innej strony np. firmowej.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

6 sposobów na wysokiej jakości treść bloga!

6 sposobów na wysokiej jakości treść bloga!


Autor: JaToLubie


Większość osób stwierdza, że największym wyzwaniem jest znalezienie czasu na regularne blogowanie. Myślę, że w rzeczywistości nie jest to problem – wystarczy dobra organizacja.


Proponuję ustalić sobie, że każdego dnia przez 30 minut wykonujesz działania związane z rozwojem i promocją Twojego bloga. To nie dużo, tyle czasu na pewno znajdziesz.

Wróćmy do organizacji – co konkretnie zrobić?

Po pierwsze. Stwórz kalendarz redakcyjny.

Tworzenie takiego kalendarza odbywa się w dwóch krokach. Pierwszy z nich, to ustalenie części dnia, która jest najodpowiedniejsza na pisanie bloga – wybierz czas, kiedy nic nie będzie Ci przeszkadzać oraz kiedy nie jesteś zbyt zmęczony. Proponuję wybrać 2-3 dni tygodnia na pisanie, na przykład poniedziałek, środa i piątek od 9 do 9:30. To jest twój „blogging time” – czas spędzony na pisanie.

Drugi krok, to przeznaczenie pozostałych dni tygodnia (wtorek i czwartek) na czytanie blogów z tej samej branży i pisanie komentarzy. To pozwoli Ci zdobyć popularność i uznanie, a także przyciągnie czytelników innych blogów na Twoją stronę.

Oczywiście taka organizacja to tylko przykład, możesz(a nawet powinieneś) ustalić ją indywidualnie, tak, by jak najlepiej pasowała do Twojego trybu życia.

Po drugie. Notuj tematy i pomysły na artykuły, które chcesz napisać na blogu.

Pozwoli Ci to zaoszczędzić czas na pisanie – nie będziesz musiał już wymyślać o czym właściwie masz napisać. Wypisz kategorie wpisów na swoim blogu i pomyśl o 5-10 tematach dla każdej kategorii o których możesz napisać. Przyporządkuj te tematy do twojego kalendarza, żebyś wiedział co i kiedy masz napisać.

Warto nosić ze sobą mały notes, gdyby nagle wpadł Ci pomysł do głowy. Wykorzystaj czas jaki spędzasz w kolejkach, w autobusie itd. na wymyślanie tematów.

Po trzecie. Wciąż powiększaj listę tematów.

Im więcej będziesz blogował, tym więcej pomysłów będziesz miał. Wszystko co robisz, można przekuć na wpis na blogu, każdy film, który oglądasz, każdy artykuł czy książkę którą czytasz. Zbieraj pomysły i linki jakimi chcesz się podzielić na blogu i nigdy nie przestawaj tego robić.

Po czwarte. Pisz teksty seriami.

Być może znajdziesz w ciągu tygodnia dodatkową godzinkę, np. w weekend, którą będziesz mógł poświęcić na pisanie. Zaparz swoją ulubioną herbatę, kup ciastka i napisz kilka wpisów, które będziesz miał „w zanadrzu”. Dzięki temu, wpisy na Twoim blogu będą pojawiać się regularnie, nawet jeśli w tygodniu „coś Ci wypadnie”.

Po piąte. Zleć pisanie tekstów.

Jeśli naprawdę nie będziesz miał czasu na pisanie czegokolwiek na swojego bloga, po prostu zleć to innym. Za niewielkie pieniądze możesz wynająć kogoś, kto z przyjemnością napisze kilka tekstów na Twojego bloga.

Możesz też stworzyć wpis ze swoich postów na różnych forach, z odpowiedzi na maile z pytaniami jakie dostajesz itd.

Po szóste. Rób wywiady.

To najprostszy i najszybszy sposób na tworzenie wartościowej treści na bloga – po prostu rób wywiady ze znanymi i szanowanymi w Twojej branży osobami.

Znajdź 15-20 takich osób, przejrzyj ebooki, książki, przeszukaj gogle i fora internetowe. Przygotuj listę pytań i napisz do nich mail – oczywiście nie każdy się zgodzi, dlatego im więcej takich osób znajdziesz tym lepiej (większa szansa). Umieść również na swoim blogu link do ich strony.


Naucz się grać w pokera dzięki naszym
strategiom i zgarnij 50$ bonusu od PokerStrategy bez wpłacania nawet
złotówki!

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Autorem bloga może być każdy

Autorem bloga może być każdy


Autor: Estelle Estelle


20 stycznia w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego odbyło się już trzecie spotkanie w ramach Social Media Day (http://socialmediaday.pl/). Tym razem poświęcone blogom firmowym.


Podczas seminarium miało miejsce wręczenie dyplomów przedstawicielom zwycięskich firm w konkursie na bloga firmowego roku 2010. Tegoroczna edycja konkursu wyglądała nietypowo. W jury zasiadali bowiem studenci. Oddanie oceny w ich ręce zostało pozytywnie odebrane m. in. przez zdobywcę drugiego miejsca w kategorii ‘blog profesjonalny’, rzecznika prasowego i blogera w jednym – Piotra Gruszkę. „Wziąłem udział w konkursie tylko dlatego, że to Wy oceniacie blogi. To dla Was są pisane”.

zdjcie1

Pozostali laureaci także postawili na strategię dotarcia do klientów. Blog mBanku (I miejsce), Inteligo (II), BZ WBK, a także zwycięskie blogi w pozostałych kategoriach (blog młody, dojrzały, blog instytucji, itd.) pisane są „ludzkim głosem”. Tematyka technologiczna czy finansowa ubrana w zrozumiały dla odbiorców język zostaje doceniona. Liczby mówią same za siebie – blog mBanku ma 15 mln odsłon.

Na to jak pisać każdy ma swoją koncepcję, jednak kilka zasad omawianych przez kolejnych prelegentów należy do kluczowych. Przede wszystkim wspomniany język i szczerość. Istotna jest także regularność wpisów, która waha się jednak pomiędzy dwoma dziennie, a dwoma tygodniowo. O pomysłach na pisanie wspominało wielu, między innymi Catherine Tilley z McKinsey Knowledge Centre. Jej wystąpienie było kolejnym przykładem na to, jak istotny jest blog w komunikacji wewnętrznej.

Dla większości jednak blog jest przede wszystkim „oknem dla świata”. Metafora Tomasza Sulewskiego (Orange TP) uzmysławia istotę prowadzenia bloga firmowego. Pokazanie twarzy firmy i zachęcenie do dialogu z nią pozwala poprawić komunikację z klientami, reagować na problemy, a także zyskać najlepszych pracowników. O wykorzystaniu bloga do employer brandingu mówiła Agnieszka Guzek, między innymi analizując przykład firmy Google (best place to work).

zdjcie2

Zdaniem Sylwii Wojtas, Product Managera z Agencji Smart PR – „Social Media Day udowodnił, że tak naprawdę nie ma jednej recepty na dobrego bloga firmowego. Czołowe miejsca zajęły blogi nie dające się wrzucić do jednej szufladki: począwszy od blogów aktualizowanych kilka razy dziennie po te aktualizowane dwa razy w tygodniu, od pisanych przez jedną osobę po blogi współtworzone przez wszystkich pracowników. Jedne były urozmaicane nagraniami video i atrakcyjnymi grafikami, inne stawiały tylko i wyłącznie na ciekawą zawartość, jeszcze inne były niemal całkowicie produktowe. Według mnie to właśnie ta różnorodność powinna być wzorem dla innych blogerów firmowych – nie szukajmy sprawdzonych schematów, a starajmy się wypracować własny styl, dajmy z siebie to „coś” co sprawi, że odbiorca chętnie do nas wróci. Blog to nie jest sztywne narzędzie promocji firmy, tutaj możemy i powinniśmy pozwolić sobie na kreatywność i luz.

Część oficjalną zakończyły wystąpienia laureatów konkursu. Wszyscy zebrali aplauz, a niektórzy dodatkowo komentarz na temat działania firmy, w której pracują (blog PKP SA, Wrocław Główny). Na część nieoficjalną uczestnicy seminarium udali się do wrocławskiego klubu Cynamon.

Finał inicjatywy Dominika Kaznowskiego zgromadził licznych uczestników. Udział studentów miał niebagatelne znaczenie w przebiegu zarówno konkursu, jak i Social Media Day. Czekamy na kolejne spotkanie i z uwagą śledzimy bloga autorstwa inicjatora konkursu.


http://blogifirmowe.wordpress.com/

autor: Barbara Madej

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

E-book, jak ciepłe bułeczki?

E-book, jak ciepłe bułeczki?


Autor: Robert Wiliński


Dziś, coraz więcej osób pisze ebooki, aby dorobić do podstawowej pensji. Jest pomysł, jest materiał, powstaje publikacja… Jednak, gdy trzeba go sprzedać okazuje się, że nie jest to takie proste. Istnieje jednak prosta technika która może zwiększyć sprzedaż e-książki nawet o 100 i więcej procent…


Technika, którą mam na myśli wykorzystuje bardzo proste i niezwykle skuteczne prawo wdzięczności.

Jednak, żeby z niego skorzystać i zwiększyć swoje zyski o kilkaset procent musisz oprócz napisania ebooka, zrobić coś jeszcze… Nie będzie kosztowało Cię to wiele pracy i energii, a efekty tego działania mogą być zadziwiające…

Co to jest? Co jeszcze należy przygotować?

Elementem, który może zwielokrotnić Twoją sprzedaż jest darmowy wabik… Będzie on ściągał na Twoją stronę osoby zainteresowane daną tematyką, którym w późniejszym czasie w bardzo łatwy sposób sprzedasz swoją publikację.

Zanim zarobisz pierwszą złotówkę musisz jeszcze w odpowiedni sposób przygotować ten wabik i zaplanować sprytny system, który ułatwi Ci promowanie swojej e-książki.

Jak zaplanować taki sprytny system sprzedający?

Podstawą systemu, który opisuję jest autoresponder i techniki e-mail marketingowe, których opanowanie pozwoli Ci zarabiać naprawdę poważne pieniądze w działalności internetowej. Cały proces sprzedaży można przedstawić w 4 krokach:

Krok 1. Strona promująca wabik

Pierwszym elementem jest stworzenie prostej strony, która będzie promowała Twój darmowy wabik. Tak naprawdę, nie do końca będzie on darmowy, bo w zamian za otrzymanie darmowego wabika (np. mini ebooka, raportu PDF lub kursu e-mailowego) internauta będzie musiał podać swój adres e-mail.

Krok 2. Lista adresowa

Drugim elementem sprytnego systemu sprzedażowego jest lista adresowa. Tak, jak napisałem w kroku pierwszym, internauta w zamian za wabik poda swój adres e-mail, który zostanie dopisany do Twojej listy adresowej. Dzięki temu będziesz mógł się z nim skontaktować za jakiś czas.

Krok 3. Wartość

Jeśli następnego dnia po zapisie na listę adresową zareklamujesz swoją e-książkę to pewnie kilka osób się na nią skusi, jednak nie da to efektów jakich oczekujesz, czyli kilkukrotnego wzrostu zamówień. Kluczem do sprzedaży dzięki prawu wdzięczności jest danie jak największej wartości za darmo. Ustaw w kolejce wiadomości, które przez powiedzmy miesiąc będą co kilka dni dostarczały Twoim subskrybentom wartościowych informacji, a będą Ci za to na prawdę wdzięczni.

Krok 4. Wygeneruj sprzedaż

Gdy subskrybenci zaczną Cię lubić i szanować. Gdy staniesz się w ich oczach ekspertem z danej dziedziny i będą Ci wdzięczni za dostarczone informacje, możesz liczyć na wielokrotne zwiększoną sprzedaż. Reklama publikacji wysłana do tak przygotowanej listy adresowej będzie dużo skuteczniejsza. Dopiero w takiej sytuacji Twój e-book stanie się naprawdę dochodowy.


Czy znasz te SEKRETY LISTY ADRESOWEJ ??

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Jak założyć wydawnictwo e-booków

Jak założyć wydawnictwo e-booków


Autor: Kamil Polak


Mówi się, że w biznesie kluczową sprawą stanowiącą o sukcesie naszego przedsięwzięcia jest znalezienie i odpowiednie zapełnienie luki. Oczywiście w obecnych czasach znalezienie takiego wolnego miejsca jest stosunkowo trudne, nawet w Internecie, ale co nie oznacza, że niemożliwe.


Wystarczy popatrzeć na rynek e-booków. Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że to żadna luka, ponieważ publikacje elektroniczne są świetnie znane w gronie użytkowników Internetu, a na rynku istnieje kilku czołowych wydawców. To wszystko prawda, ale równocześnie należy sobie uzmysłowić, na jak wczesnym etapie rozwoju znajduje się jeszcze ten rynek. Coraz częściej mówi się, że w przeciągu kilku, kilkunastu lat e-book będzie w stanie całkowicie wyprzeć standardową książkę. Jeżeli jest to prawdą, to znaczy, że przed wydawcami stoi ogromne pole do popisu. A skoro tak, to dlaczego nie wziąć sprawy we własne ręce i nie zarezerwować sobie części rynku?

W takim razie jak założyć wydawnictwo e-booków?

Rynek elektronicznych wydawnictw, z racji rosnącej popularności e-booków oraz coraz większej ilości dostępnych czytników, jest bardzo dynamiczny. Planując własne wydawnictwo, poza standardowymi krokami, jak założenie własnej firmy, musisz także liczyć się z rozmaitymi kosztami. Na początku musisz zainwestować we własny sklep internetowy. Na szczęście pod względem technicznym nie różni się on od innych aplikacji e-commerce. Kolejnym ważnym krokiem jest przygotowywanie publikacji do wydania. Mam tu na myśli wszelkie działania związane z m.in. korektą tekstu czy opracowaniem szaty graficznej. Pocieszające jest, to że mając trochę wolnego czasu, większość tych rzeczy będziesz w stanie wykonywać samodzielnie, znacznie zmniejszając koszty. Rzeczą oczywistą jest, że żadne przedsięwzięcie nie będzie rentowne, jeżeli grupa docelowa nie dowie się o jego istnieniu. Form reklamy jest bardzo dużo, ale ceny dobrej kampanii niestety również nie należą do najniższych. W związku z tym polecam zbudowanie systemu sprzedaży w oparciu o własny system partnerski.

Oczywiście, rozpoczynając tego typu działalność, nie obejdzie się bez problemów. I nie myślę tu o kwestiach finansowych, ale przede wszystkim o liczbie produktów możliwych do zaoferowania. Wiadomo, że chcąc sprzedawać książki, musimy je najpierw mieć, oraz że w obecnych czasach asortyment rzędu kilku książek jest nie do przyjęcia. W związku z tym, jeżeli na początku mamy problemy z pozyskaniem publikacji, najlepiej jeśli sami zajmiemy się pisaniem e-booków.

Założenie własnego wydawnictwa e-booków na pewno nie należy do rzeczy łatwych. Wymaga od nas sporego zaangażowania czasu oraz pieniędzy. Ale patrząc na tempo rozwoju rynku publikacji elektronicznych, jestem pewien, że nie będą to ani pieniądze, ani czas stracony.


Kamil Polak

e-pieniadz.cba.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

E-książka - zbawienie czy przekleństwo?

E-książka - zbawienie czy przekleństwo?


Autor: Marta Marta3


E-booki, książki internetowe, audiobooki i inne nowoczesne przekaźniki treści zdają się opanowywać internet, a zarazem nasze życie, z prędkością światła. Tylko co, jeśli przyniesie to więcej szkody niż pożytku?


Komputer staje się nieodzownym elementem naszej pracy, ale czy jego obecność wyeliminuje papier z naszego życia? Jesteśmy na dobrej drodze, aby stało się to prawdą. XXI wiek to czas e-maili, e-booków i e-papieru. Pomału w naszym życiu zaczyna brakować miejsca na tradycyjne nośniki tekstu i zaczynamy je zastępować ich młodszym rodzeństwem.

Takie zmiany można zaobserwować przede wszystkim w nowoczesnych biurach, gdzie podstawą jest szybkość i wygoda wykonywania pracy. Brakuje listów w kopertach i różnego rodzaju wydruków. Wszelkie obliczenia i wykresy wykonywane są przez komputer. Nie widzimy już pełnych półek zastawionych teczkami i segregatorami, bo wszystko mieści się w plikach na dysku naszego elektronicznego przyjaciela. Papierowe tablice zostały wyparte przez projektory, które bez problemów radzą sobie z wyświetlaniem zarówno tekstów, jak i obrazów. Już nawet nie potrzebujemy „książkowego” terminarza, ponieważ większość telefonów komórkowych zawiera organizery i notatniki. Życie biurowe zostało zdominowane przez technologię, która powoli przejmuje kontrolę również nad szkołami i innymi instytucjami. Materiały biurowe nikną w świecie wyświetlaczy i ekranów dotykowych, miejmy tylko nadzieję, że nie na stałe.

Oczywiście, istnieje duża grupa zwolenników tradycyjnych środków piśmienniczych, którzy wolą mieć wszystko „na papierze”, ale jest ich coraz mniej i nie są w stanie odeprzeć nadchodzącej fali zelektronizowania świata książki. Nie trzeba będzie długo czekać na reformę wydawniczą, która będzie konieczna, aby ten przemysł nadal był dochodowy. Prawdopodobnie również biblioteki stracą na znaczeniu i przyjmą formę bardziej „muzeów książki” niż miejsc, w których można było książkę fizycznie spotkać.

Jest to potencjalny bieg wydarzeń, ponieważ książka i papier nie mają jak się bronić. Mówi się o ochronie środowiska i konieczności ograniczenia produkcji papieru, ale zawsze można korzystać z recyklingu. Z tym, że wiąże się to z podniesieniem kosztów produkcji, a to już nie wszystkim się podoba. Tak czy inaczej musimy się nastawić na wzrost ceny tradycyjnych książek, bo jeśli e-książka nadal będzie odnosić sukcesy, to ich wydawanie przestanie się opłacać i staną się produktem luksusowym. Poza tym pozostaje jeszcze wygoda, zarówno największy przyjaciel, jak i wróg współczesnego człowieka. Wystarczy zainwestować w jeden czytnik e-booków, który pomieści tysiące elektronicznych książek i można cieszyć się nieograniczonym (no może z wyjątkiem naszych funduszy, bo przecież za taką książkę, też trzeba zapłacić) dostępem do wszelkich publikacji.

Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie. Książka towarzyszy nam od wieków i niech towarzyszy nam dalej, byśmy mogli wziąć ją do ręki, usiąść w fotelu i popijając gorącą herbatę móc cieszyć się deszczowym popołudniem. Już sam fakt, że połączenie elektronicznego czytnika i herbaty to nie jest dobry pomysł z miejsca go dyskwalifikuje.


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Blog firmowy – jak pisać, żeby inni nie mogli się oderwać

Blog firmowy – jak pisać, żeby inni nie mogli się oderwać


Autor: Anna Duda


Po fali pytań skierowanych do Działu Marketingu („Co to za boom na blogi firmowe?”, „Na co to komu?”, „Dlaczego wszyscy je mają?”, „Blogi?!Phi, to dobre dla nastolatków!”), postanawiamy, że w naszej firmie nadszedł czas na blog firmowy.


Jakimi argumentami przekonywali nas do założenia bloga pracownicy? Prawdopodobnie takimi, że „nowe zasady komunikacji z klientami mogą pozytywnie wpłynąć na działalność naszego przedsiębiorstwa”, a także, że dzięki temu przedsięwzięciu można „zbudować nasz wizerunek jako znawcy branży, któremu się ufa” oraz „bezpośrednio dotrzeć do nabywcy, podtrzymać kontakt z obecnymi klientami i poruszyć media”. Prowadzenie bloga zlecamy komuś z Działu Marketingu (który pożycza materiały od kierowników produktów) albo – co gorsza – z biura („zdąży skrobnąć jakiś post między jedną a drugą fakturką”) i czekamy na efekty. Niestety, te nie nadchodzą.

Dlaczego?

Bo pominęliśmy jeden, najważniejszy na dodatek, powód, dla którego tworzy się blogi firmowe. Głównym ich celem jest bowiem – POMOC. Komu? To już zależy, kim są nasi nabywcy i jakie mają problemy. Najpierw więc powinniśmy je odkryć i określić, jak nasze produkty pomogą im je rozwiązać. Klientów interesuje przede wszystkim treść, w której zawarta jest recepta na ich bolączki.

Przykład?

Mike Pederson, znawca golfa i założyciel sklepu ze sprzętem golfowym rozpropagował ten sport właśnie za pomocą własnego bloga Perform Better Golf. Teksty, które na nim umieszcza, dotyczą jakiegoś problemu, z którym mogą borykać się jego klienci.

„Nazywam to treścią ukierunkowaną. Kiedy piszę artykuł, omawiam jakiś bardzo wąski aspekt gry w golfa. Artykuł może być zatem skupiony na tak specjalistycznym temacie jak chociażby zamach kijem golfowym. Osoby, dla których piszę, wiedzą w jaki sposób mogą z takiego artykułu skorzystać”.*

Zamieszczanie dobrych treści na blogu wspomaga proces sprzedaży w twojej firmie, a poza tym buduje markę i staje się częścią strategii Public Relations.

Jeśli już rozumiemy, po co nam właściwy blog firmowy, to pamiętajmy także o tym, jak powinniśmy pisać do ludzi, aby chcieli go czytać. Specjalistyczny język kierowników produktów i twojej branży zostawmy na inne okazje. Również treści, powstające w męczarniach, które wychodzą spod pióra osoby, która nie widzi nic ciekawego w produktach naszej firmy, nie umie znaleźć interesujących rozwiązań problemów nabywców, a na dodatek robi błędy ortograficzne, interpunkcyjne i gramatyczne – usuńmy za pomocą klawisza Delete.

Do czytelnika naszego bloga musimy mówić „żywym językiem”, pisać ciekawie i z pasją, a także okazać mu szacunek za pomocą poprawnie napisanych tekstów. Tylko autentyczne i interesujące wpisy wywołają odpowiedni skutek.

A jest nim pozytywna reakcja odbiorcy, który tekst na naszym blogu zacznie polecać znajomym w serwisach społecznościowych i nie tylko.

* Cytat pochodzi z książki "Nowe zasady marketingu i PR" Davida Meermana Scotta


Autorka: Anna Duda

www.szwalniatekstow.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Kobieta informatyk - świat it oczami kobiety

Kobieta informatyk - świat it oczami kobiety


Autor: Joanna Kowalska


Jeden z wpisów znajdujących się na blogu it - kobieta informatyk. Dotyczy on porównania procesu instalacji dwóch systemów operacujnych - windowsa i linuxa.


O przewadze linuxa nad windowsem

Wiele osób uważa, że linux jest systemem ciężkim w użytkowaniu, a jego instalacja wymaga magicznych umiejętności. Ale po kolei.
Pewnego dnia, pewna osoba, przyszła do mnie z pewnym problemem „ratuj, formatuj, windowsa istaluj”. Ok, komp dostarczony, razem z masą płyt, jakimiś tam manualami, kablami i Bóg wie czym jeszcze, pora brać się do roboty.

Czynności konieczne do wykonania:
-instalacja systemu
-instalacja sterowników
-szukanie sterowników
-instalacja sterowników
-szukanie stron z oprogramowaniem
-pobieranie oprogramowania
-instalacja oprogramowania (dalej, dalej, (…), tak zgadzam się, tak na pewno, dalej, nie jak będę chciała to sama uruchomię ponownie)
-konfiguracja systemu (dopasowanie pod daną osobę)
Efekt: system stoi, działa jak to windows, co mi się chciało szukać i pobierać to aktualne, do czego cierpliwości brakło to stare wersje instalowane z dysku, dawnych ustawień i danych aplikacji brak (aż tak miła nie jestem), a za wszystko użytkownik oczywiści musi zapłacić, bądź pobrać pirackie co niestety wydłuża proces instalacji

Dnia następnego instalowałam linuxa.

Czynności konieczne do wykonania
-instalacja systemu (krótsza)
-wydanie 3 komend (aktualizujących listę pakietów, update zainstalowanych programów, instalacja programów których używam, a standardowo nie są instalowane)
Efekt: system śmiga szybko, ustawienia i dane zachowane (katalog domowy użytkownika na oddzielnej partycji), a wszystko aktualne, legalne i za darmo. Ponadto ryzyko zawirusowania w porównaniu z windows znikome.

Podsumowanie:
Czas poświęcony na instalacje linuxa o wiele krótszy (z zegarkiem w ręku nie mierzyłam, ale będzie z jakieś 10 razy), wymagający o wiele mniej uwagi (wystarczy jedna komenda, aby zainstalować co trzeba i jedna komenda aby wszystko zaktualizować, nie trzeba za każdym razem szukać strony z danym programem, pobierać go, i przede wszystkim nie trzeba ciągle klikać dalej, co osobiście doprowadza mnie do szału). Ponadto przy odpowiednim podziale na partycje automatycznie otrzymujemy w pełnie pod nas skonfigurowane konto użytkownika. Czego chcieć więcej? Oczywiście można zdecydować się na dystrybucje, która wymaga o wiele większego wysiłku przy instalacji (pamiętam te trzy dni spędzone na instalacji gentoo) ale jest to tylko i wyłącznie nasz wybór, zawsze możemy pobrać linuxa, który wymaga minimalnego nakładu pracy, a działa i tak dobrze.

Ale może to i dobrze. Niech sobie ludzie korzystają w winzgrozy. Przynajmniej nie trzeba się martwić o takie rzeczy jak antywirus.

Więcej wpisów na kobieta informatyk - blogu it


Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Wideo blog a polska rzeczywistość

Wideo blog a polska rzeczywistość


Autor: agata


Wiele razy pisaliśmy o tym jak duże możliwości daje zamieszczanie video w sieci. Zachęcaliśmy także do prowadzenia videobloga – jako jednego z bardziej skutecznych narzędzi internetowego marketingu.


Mimo to video blogi nadal nie są zbyt popularne w naszym kraju. Postanowiliśmy przyjrzeć się nieco bliżej temu zagadnieniu i sprawdzić dlaczego nie ma zbyt wielu zwolenników tej formy promocji.

1)Wydaje się, że największym problem dla polskich wideo blogerów są finansowe ograniczenia,
a co za tym idzie brak odpowiedniego sprzętu. Jest rzeczą oczywistą, że do nakręcenia jakiegokolwiek materiału wideo potrzebna jest kamera – koszty małej amatorskiej kamerki nie są aż tak wielkie, jeśli jednak ktoś nie dysponuje nawet takim budżetem to jest w kropce. Teoretycznie można nakręcić filmik telefonem komórkowym , ale jego jakość będzie raczej marna i mało prawdopodobne by ktoś chciał go oglądać.

2)Kolejna kwestia to nasza mentalność – nie oszukujmy się, ale nie należymy do ludzi zbyt tolerancyjnych. Nawet jeśli otwarcie głosimy swoja tolerancję to potrafimy wyśmiać każdego kto ma odmienne od reszty poglądy lub wygląda inaczej. Z tego powodu wiele osób ma obawy przed pokazaniem swojej twarzy – boi się, że zostanie wyśmiany z powodu swojej nieatrakcyjności, lub nietypowego poglądu na świat.

3)I trzeci powód to brak wiedzy na ten temat – podczas gdy na zachodzie ludzie masowo prowadzą wideo blogi u nas jest to dopiero nowość, która nie wpisała się jeszcze w naszą rzeczywistość. A brak chętnych wynika po części z braku wiedzy na temat tego jak prowadzić wideo bloga by był on ciekawy, niebanalny i by stał się skutecznym narzędziem marketingu. Nie chodzi przecież o to by coś powiedzieć, nagrać i wpuścić do sieci. Blog musi być o czymś, nieść przesłanie , wyróżniać się. Inaczej nie tylko nie zostaniemy zauważeni ale możemy zostać wyśmiani.

Wszystkich blogerów zachęcamy do aktywności na tym polu, ktoś przecież musi być pierwszy. A sami postarajmy się o więcej wyrozumiałości dla wszystkich początkujących.


agata b.

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Darmowa grafika na Twojego bloga

Darmowa grafika na Twojego bloga


Autor: Grzegorz Utnik


Dziś rada skąd brać grafikę na swoją stronę. Wiesz na pewno, że jest coś takiego jak prawa autorskie. Ktoś kto włożył prace w zrobienie zdjęcia albo wykonanie grafiki może oczekiwać jakiejś gratyfikacji jeśli umieści swoje wypociny w Internecie.


Kopiując takie coś bez jego zgody narażasz się na problemy z prokuraturą :) Są jednak osoby, które umieszczają swoje grafiki w sieci za darmo i można z nich korzystać do woli.

Dlaczego warto używać grafik, zdjęć i obrazków? To proste – aby upiększyć swojego bloga, zwiększyć jego atrakcyjność w oczach czytelników. To wszystko przekłada się później na efekty. Profesjonalnie wyglądający Blog przyciąga uwagę.

Kiedy piszę o grafice mam na myśli różnego rodzaju zdjęcia, obrazki, grafiki, które wklejasz pomiędzy treść aby upiększyć nieco swoje posty. Możesz to uzyskać z 4 źródeł.

1. Zrobić je samemu. Jeśli się znasz na rzeczy i masz na to czas – to może być jedna z lepszych opcji dla Ciebie na początek, jednak większość osób nie umie albo nie chce tracić czasu na zabawę w grafika dlatego będzie chciała wybrać coś innego.

2. Możesz skorzystać z tzw. Banków zdjęć i grafik. Jest kilkadziesiąt bardzo dużych banków, w Polsce jednym z największych jest np. http://pl.fotolia.com . Banki takie pozwalają Ci na zakup pojedynczych zdjęć/grafik albo całych pakietów za określoną z góry sumę. Uzyskujesz wtedy prawa autorskie do tego co kupisz. Rozwiązanie fajne ale czasami bardzo kosztowne.

3. Możesz także skorzystać z usług jakiegoś grafika, który wykona Ci zestaw grafik na życzenie. To rozwiązanie, z którego będziesz korzystać w późniejszym czasie, kiedy Twój serwis będzie bardzo rozbudowany i dochodowy. Warto od samego początku rozglądać się za taką osobą, nawiązać relacje i jak zajdzie potrzeba – złożyć zamówienie.

4. Możesz skorzystać z darmowych grafik umieszczanych przez użytkowników w Internecie. Czasami warunkiem użycia takiej grafiki jest pozostawienie odnośnika na swojej witrynie do strony autora grafiki. Innym razem jest to całkowicie darmowe. Niektóre bogate, darmowe serwisy z których sam aktualnie korzystam :

http://www.morguefile.com/

http://www.imageafter.com/

http://www.sxc.hu/ - wymaga zarejestrowania się i zalogowania przed pobraniem

http://www.everystockphoto.com/ strona do wyszukiwania darmowych grafik na innych portalach. Warto przed pobraniem zapoznać się z warunkami użycia fotografii.

http://www.stockvault.net/ po pobraniu grafiki strona automatycznie dodaje podpis do zdjęcia skąd zostało pobrane.

http://www.public-domain-photos.com/ darmowe zdjęcia oraz cliparty

http://www.pdclipart.org/ darmowe zdjęcia oraz cliparty

Podobnie jak w życiu tak samo w internecie : liczy się pierwsze wrażenie. Dopiero później czytelnik zwraca uwagę na to co piszesz. Jeśli nie zrobisz dobrego pierwszego wrażenia większość osób zamknie stronę zanim się jeszcze zorientuje co na niej jest. Dlatego dbaj o wygląd, o przejrzystość (jeśli strona będzie miała pełno reklam to też stracisz czytelnika), przyciągaj zainteresowanie nagłówkami, grafikami, wyglądem, teksem i co tylko Ci przyjdzie na myśl :)

Miłej zabawy.

Nigdy się nie poddawaj


Grzegorz Utnik - autor artykułu prowadzi popularnego bloga, na którym poznasz sprawdzone strategie, metody i porady jak skutecznie rozwijać swoją grupę w marketingu sieciowym http://www.sekretyMLM.pl

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.

Dlaczego prowadzimy i piszemy nikomu niepotrzebne blogi...

Dlaczego prowadzimy i piszemy nikomu niepotrzebne blogi...


Autor: Vita Star Show


Ile czasu tygodniowo poświęcacie na czytanie blogów? Ile czasu tygodniowo spędzacie na pisaniu bloga? 1,5,30 minut? A może mniej.... Może efekt trzeciej fali przechodzi obok Was lub nad nami w niezauważalny sposób.


Nie , nie piszę , nie posiadam swojego bloga. To znaczy w klasycznej jego postaci. Mam 4 blogi ( trudno powiedzieć ,że je piszę ), które spełniają inne funkcje niż klasyczne opisywanie swojego otoczenia i świata. Zadomowione na firmowych stronach są tak naprawdę spisem użytecznych artykułów ( częściej samych linków ) prowadzących odwiedzających do wartościowych wpisów zbieranych w sieci. Blogi tego typu to tak naprawdę uzupełnienie stron firmowych www, pełniące często zaplecze linków wychodzących i prowadzących do partnerów. Wszystko to wspomaga efekt pozycjonowania danej strony samego zainteresowanego. Prawdziwymi perełkami w świecie blogów są: http://www.postsecret.com/ http://literally.barelyfitz.com/ http://gizmodo.pl/ Sprawdźcie dlaczego. Blogi to efekt zmian społeczno-technologicznych tak zwanej Trzeciej fali Alvina Tofflera - www.toffler.com , www.alvintoffler.net. Technologia i jej rozwój wymusza na szerokiej rzeszy społecznej zmiany zachowań, relacji, stylu życia, sposobów użytkowania zdobyczy techniki. Blogi obecnie czyta się bardzo trudno. Wynika to z ich olbrzymiej ilości oraz trudności oceny czytelnika co jest wartościowe. Obserwuje się blog skipping czyli skakanie " z kanału na kanał " - zjawisko piętnowane w latach 80tych - tzw. skakanie po kanałach TV ( sami to znamy ). Przyszłość blogów to blogi niszowe - tematyczne takie jak np. http://www.web-marketing.pl/pozycjonowanie-stron/. Stanowią one olbrzymią wartość dla wąskich grup odbiorców - praktyków szukających odpowiedzi na pytania "techniczne". Na koniec zapraszam na blogi prowadzone na moich stronach. Tak jak wspomniałem nie znajdziecie tam wielowątkowych elaboratów. Stanowią one często po prostu zbiory linków prowadzących czytelnika w określone obszary wiedzy. http://linkblogfan.blogspot.com/ http://www.pozycjonowanie-msystem.pl/Blog/page2.aspx http://www.pozycjonowanie-msystem.pl/welcome.aspx http://pozycjonowanie-msystem.blogspot.com/ http://www.saleshunter.pl/Blog/page1.aspx


Montgomery System

Licencjonowane artykuły dostarcza Artelis.pl.